Fragmenty wspomnień

„Był luty 1946 r., gdy przyjechaliśmy transportem do Brzegu Dolnego. Miałam sześć lat. Bożego Narodzenia w kraju, wraz z moim czteroletnim bratem, nie mogłam  się doczekać. Przygotowania do świąt trwały już od lata 1946. W czasie długiej wędrówki do Polski mama opowiadała, jak będą one wyglądały. Przez wiele miesięcy zbieraliśmy  wszystko, z czego można byłoby zrobić zabawki i ozdoby na choinkę. Sybiracy przyjechali do Brzegu Dolnego jednym transportem i zamieszkali blisko siebie. Od rozpoczęcia Adwentu zbieraliśmy się kolejno w jednym z domów i tam robiliśmy ozdoby choinkowe, równocześnie słuchając opowiadań starszych, jak to było w rodzinnych domach przed wojną….    Wreszcie Pierwsza Gwiazdka!!! Można było zasiąść do wigilijnego  stołu i skosztować nieznanych nam, wspaniałych potraw, o których tak często opowiadała nam mama, a my jedynie w dziecięcej wyobraźni czuliśmy ich smak. Zatem, stół z siankiem, nakryty białym obrusem, wyhaftowanym przez mamę, zastawiony był łamańcami z miodem, makiem i orzechami, sałatką jarzynową, rybą i pierogami z kapustą i grzybami. No i oczywiście puste miejsce i nakrycie, z myślą o naszym tacie, o którym po uwięzieniu przez Rosjan, nie mieliśmy nadal żadnej wiadomości. Czekaliśmy wiele lat, bezskutecznie…”

Wspomnienia Haliny Żak

***

„Transport przyjechał do Wrocławia. Widok niesamowity, miasto  w gruzach, sterczące kikuty domów, ulice usłane gruzami, na dworcu pełno rosyjskiego wojska, od czasu do czasu słychać strzelaninę.   Jedziemy dalej do Brzegu Dolnego. Wraz z innymi rodzinami wsiadamy na furmankę, która wiezie nas do wsi Kraniec. Sołtys zadecydował,  że mamy się osiedlić w domu, w którym mieszkały jeszcze trzy rodziny niemieckie. Rodzina nasza składała się z czterech osób. Otrzymaliśmy  jeden pokój z dwoma łóżkami. Druga, 6-osobowa rodzina otrzymała pokój z kuchnią. Nie mieliśmy nic do jedzenia, Niemka dała nam  gorącej czarnej kawy, chleba i melasy.  Najgorsza była pierwsza noc. Po sześciu latach spania na podłodze na pryczy, nie mogliśmy zasnąć na miękkim łóżku…”

Wspomnienia Kazimiery Kołodziej

***

„I wreszcie pamiętny maj (zapisany ręką ojca na kartce) – Wyjechaliśmy z domu 25 maja , sobota 1946 r. … Jechaliśmy ponad trzy tygodnie  z naszym proboszczem ks. Janem Pukiem i obrazem Matki Boskiej Szkaplerznej z naszego kościoła. Do Brzegu Dolnego przyjechaliśmy 21 czerw- ca w piątek . Tu rozpoczęłam naukę w trzeciej klasie Szkoły Podstawowej nr 1, a moim wychowawcą był Emeryk Drozdowski…”

Wspomnienia Danuty Banaś

***

„W 1946 roku wyjeżdżały pierwsze transporty Polaków. Byli to górnicy  z Nordu. Do Brzegu  Dolnego przyjechało wówczas 25 rodzin. Dla wszystkich początki były trudne. Rzeczywistość polska różniła się bardzo od realiów, do których zdążyli się przyzwyczaić we Francji. Pytano ich często dlaczego wyjechali, było im tam przecież dobrze. Jest na to tylko jedna odpowiedź – bo byli patriotami…”

Wspomnienia Anieli Żarczyńskiej

***

„Do Brzegu Dolnego przyjechaliśmy jesienią 1946 roku. Tato rozpoczął pracę w młynie zajętym przez ruskie wojsko. Pracował tam razem z niemieckimi właścicielami tego młyna. Po krótkim czasie Rosjanie opuścili młyn i tato prowadził go wspólnie z Niemcem. W 1946 roku Niemcy opuścili Polskę. Pamiętam jak tato odwoził ich furmanką zaprzężoną w woły na stację kolejową do Wołowa”.

Wspomnienia Marii Musiałowskiej

***

„Jechali przez osiem tygodni. W nocy były już przymrozki budzili się  z oszronionymi brwiami i włosami. To w co byli ubrani gdy wyjeżdżali, zrzucili dopiero na miejscu. Na niektórych stacjach stali po dwa tygodnie . Gotowali na blacie opartym na czterech cegłach. Kiedy przyjechali, zakwaterowali ich u Niemców. Niemcy dali im jeść, przygotowali  w pokojach łóżka, sienniki, ale oni spali na siedząco w kuchni. Bali się. Na drugi dzień Niemka przygotowała im wodę, umyli się i przebrali  w czyste ubrania, a te które zrzucili, spalono. Zaczęło się nowe życie”.

Wspomnienia Michaliny  Szumilas

***

„Do Polski, do Dyhernfurthu, przyjechaliśmy 24 lutego 1946 r. Przydzielono nam mały domek z 80 arami ziemi, w którym mieszkali jeszcze Niemcy. Miasteczko było smutne, ciemne. Idąc ulicami rzadko spotykało się Polaków lub Niemców (jeszcze tu mieszkali). Blisko naszego domu znajdowały się Zakłady Chemiczne Anorgana, które nie były zabezpieczone i można było bez przeszkód wejść na ich teren”.

Wspomnienia  Marii Osuch

***

„Do Brzegu Dolnego przyjechaliśmy w marcu 1946 r.  Na stacji kolejowej czekał na nas urzędnik Polskiego Urzędu Repatriacyjnego. Otrzyma- liśmy mieszkanie i po kilkaset zł zapomogi. Rodzina nasza składa się z pięciu osób. Ja mam lat 16, młodsze siostry 14 i 6, a brat 4 latka. Zamieszkaliśmy naprzeciwko szkoły. Dowiedzieliśmy się, że szkoła funkcjonuje już od jesieni 1945 r. W miasteczku jest około 3 tys. mieszkańców. Jest zrujnowana fabryka, nie wiadomo czy będzie odbudowana. Przyjmują tam tylko mężczyzn do odgruzowywania…”.
„Do Wrocławia z Brzegu Dolnego jeździ się autobusem, okrężną drogą, albo promem przez Odrę, i później 3 km pieszo do stacji kolejowej. Most kolejowy na Odrze leży jeszcze w gruzach. 5 listopada 1948 r. rusza pierwszy pociąg do Wrocławia po odbudowanym moście…”.

Wspomnienia  Janiny Drozdy

***

„Przyjechaliśmy do Brzegu Dolnego w lutym 1946 r. Było to wówczas małe miasteczko, bez osiedli, jedynie przy obecnej Rokicie osiedle Leśne, w którego blokach znajdowali się więźniowie różnych narodowości.  Ja z matką i młodszym bratem osiedliłam się we wsi Zeberdowice, obecny Radecz. Formalności  osiedleńcze musieliśmy załatwiać w Wołowie. Szliśmy często boso, siedem kilometrów, a tam staliśmy w długich kolejkach do późnej nocy, aby otrzymać starą odzież i obuwie.  W domu, do którego nas przydzielono, mieszkały jeszcze cztery rodziny niemieckie…”.

Wspomnienia  „Tulczanki”